Magiczny pył
Opada powoli
Kocioł
"Ty z kotła czasu wyjść nie możesz.
Dla Ciebie wszystko jest czasem.
Bo tyś czasem a czas Tobą"
Czytać? Nie czytać? CZYTAĆ!!! CZYTAĆ!!!
Przygotujcie się na baty.
A Ty jesteś
Jesteś ...czas nieubłagany
Płynie
Znowu za chwilę święta
Kolejne
A Ty jesteś...
Wiesz ile to dla mnie znaczy
Nie dajesz mi wątpić
Ni upaść
Każda z Tobą rozmowa
To radość każdego dnia
Lubię dźwięk Twojego głosu
I mądrość słów
Z Tobą spokój i nadzieja
Nie raz zastanawiam się
Jak żyłam kiedy Ciebie nie było?
Nie rażą mnie jakieś Twoje
Niedoskonałości
Jesteś...
Nasze myśli i marzenia
One są ,mieszkają
W snach których
Nie można zatrzymać
SAJGON BRESZYSZ!!!
czy masz zgodę
Pani Sylwii
na publikację zdjęcia psa jej autorstwa ?
która na swoim blogu informuje:
Zdjęcia prezentowane na tym blogu są moją własnością. Wykorzystywanie i kopiowanie zdjęć bez mojej zgody jest zabronione (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994r.Dz.U.Nr 24, poz. 83).
z pewnością ją o to zapytam
i poimformuję kto korzysta z jej pracy i dorobku fotograficznago
zrób w końcu fotkę swojemu psu,nie okradaj innych z ich dorobku
Wcale mi Was nie żal
Wcale mi Was nie żal-felieton lek.Kamila Karpowicza
Ostatnie 48 godzin spędziłem jako główny nadzorujący w Szpitalu Tymczasowym. Dodatkowe 20 łóżek uruchomionych w piątek dzięki zamknięciu połowy Kliniki diagnostyki i leczenia raka płuca (w tym momencie kolejka oczekiwania do hospitalizacji na diagnostykę guzów płuca wynosi już ok miesiąca w naszym województwie), zapełniliśmy w niedziele do południa.
Przyjmowaliśmy po 3 karetki naraz, aż w końcu doszliśmy do punktu „stop”, kiedy zabrakło łóżek i osiągnęliśmy granice wytrzymałości instalacji tlenowej szpitala.Wówczas nie było mi żal Was tylko siebie.
Okazało się, że jestem współodpowiedzialny (wespół z dyspozytornią i lekarzem naczelnym szpitala) za zabezpieczenie chorych w mieście i zapewnienie miejsc dla najbardziej potrzebujących, których dyspozytor pogotowia nie ma już gdzie umieścić. Wszystkie ościenne szpitale były już założone, a u nas były przecież jeszcze ostatnie miejsca.
Wcale mi nie żal Was, zdziwionych, że tak źle się czujecie. Przecież to zwykła grypa? Według mojej wiedzy, zwykła grypa nie doprowadza w ciągu kilku dni od początku objawów, do masywnego zapalenia płuc z zajęciem ponad 50 proc. miąższu płuc i rozwinięciem ostrej niewydolności oddechowej, której starsi obciążeni internistyczne ludzie nie maja szans przeżyć. A tak wyglądała znakomita większość chorych przejętych w ciągu ostatniego weekendu: saturacje rzędu 70-80 proc., które nie idą kompletnie na tlenoterapii wysokich przepływów, wtłaczającej 60 litrów 100-procentowego tlenu na minutę. Nie ma płuc - nie ma oddychania. Nie ma rączek - nie ma ciasteczek. To takie proste. Wiem, że tych 102 chorych w ciężkim stanie, których mieliśmy pod opieką, to zaledwie promil czy procent według Waszych guru epidemiologii z YouTube’a i że to bicie piany.
Tylko dla mnie to było moje 100 procent. Dla rodzin umierających z niedotlenienia ludzi to też było ich 100 procent kochanej osoby, która miałaby szanse nie zachorować, gdyby poddała się prostej niebolesnej procedurze medycznej. Wcześniej miałem satysfakcję, widząc zakłopotanie przyjmowanych nieszczepionych pacjentów, pytając ich o powody tego. Triumfowałem, że to jednak my mieliśmy rację! Rekompensowałem sobie w ten sposób wzbierający we mnie przez poprzednie miesiące gniew. Widząc te podpalane punkty szczepień, słuchając porównań do dr Mengele, wiedziałem, że przyjdzie czas, gdy będzie można powiedzieć „a nie mówiłem!” Tylko ja nie mam z tego satysfakcji.
Nie bawi mnie nieświadomość ludzi, że można było uniknąć zabierania łóżek z jednych oddziałów, aby zabezpieczyć nawał pacjentów covidowych, którzy mogli tego uniknąć. Nie bawi mnie fakt, że być może w tym momencie ich ojciec lub ktoś z bliskich zostanie przyjęty do kliniki na diagnostykę guza płuca dopiero za miesiąc, a nie za tydzień.
Nie bawi mnie to dlatego, bo to ja, jako onkolog, będę musiał powiedzieć im, że choroba jest już na tyle zaawansowana, że nic poza opieką paliatywną nie możemy im zaproponować.
Wcale mi Was nie żal. Żal mi siebie. To był kolejny dyżur, po którym będę musiał pracować z psychoterapeutą, by po raz setny wytłumaczyć sobie, że zrobiłem wszystko co potrafię, nic nie zaniedbałem i mam czyste sumienie. A krzyki i spazmy ludzi, którym mówiłem, że ich ukochani zmarli, bo się udusili, pomimo wtłaczania tlenu wszystkimi możliwymi sposobami - to nie moja wina, tylko ich świadomy wybór i zaniedbanie.
PS1: Do wszystkich, którzy to przeczytali i są „anty”: zanim zaczniecie pisać komentarze, abym udowodnił, że szczepienia są skuteczne, albo żebym zagwarantował, że nie będzie powikłań… Bla bla bla… Odpowiem od razu zbiorczo „Nie chce mi się z Wami gadać”.
PS2: Niezaszczepiony mieszkańcu Białegostoku! Chciałbym żebyś wiedział, że jeżeli w ciągu najbliższych dni będziesz potrzebował położenia do szpitala z powodu duszności w przebiegu Covid-19, to zostaniesz przyjęty tylko dlatego, że jesteś szczęściarzem i ktoś przed Tobą umrze na tym łóżku i zwolni dostęp do tlenu. Jak będziesz super szczęściarzem, to nawet salowa zdąży wymienić pościel przed Twoim przyjazdem.
Powodzenia.
Z muzyką świąteczną zbliżamy się do rodzinnych świąt.
Myślę, że przedstawicie swoje ulubione propozycje, a pozostali gracze z chęcią wysłuchają.
Zapraszam do tworzenia świątecznej muzy, a nawet dedykacji. ???❄???❄ ?https://youtu.be/T_aiaYkcSDo
jeden taki protest to mało
"Z dniem dzisiejszym zrzekłem się pełnienia urzędu na stanowisku Sędziego Sądu Najwyższego, o czym jednocześnie poinformowałem pana Prezydenta za pośrednictwem pierwszego prezesa Sądu Najwyższego - poinformował prof. Jan Majchrowski, sędzia SN w Izbie Dyscyplinarnej."
w tym Państwie podobnych zrzeczeń powinno być dziesiątki o ile nie setki
wiele instytucji działa wbrew Konstytucji i bezkarnie łamie prawo
..kiedyś
"Dawno, dawno temu w Mirze na terenach dzisiejszej Turcji mieszkał mały chłopiec. Na imię miał Mikołaj i pochodził z bardzo bogatej rodziny. Jego rodzice kupowali mu najlepsze zabawki, najpiękniejsze stroje. Nigdy nie brakowało mu strawy na stole, a potrawy jakie jadał były zawsze bardzo smaczne.
Chłopiec lubił obserwować otaczający go świat i bardzo smuciło go, iż inne dzieci nie mają takiego dostatku jak on. Na świecie panowały bowiem: wielka bieda , głód i zarazy spowodowane licznymi wojnami oraz klęskami nieurodzaju.
Mikołaj długo myślał czym spowodowany jest niedostatek innych i doszedł do wniosku, że Bóg ma na świecie tyle pracy, iż nie jest w stanie zadbać o wszystkich ludzi w tym samym czasie. Postanowił pomóc Stwórcy w opiekowaniu się biednymi.
Zawsze idąc do kościoła zabierał ze sobą tyle jedzenia i różnych łakoci ile tylko mógł unieść. Rozdawał je później biednym dzieciom i obserwował radość jaką wzbudzały w nich jego podarunki. Jego rodzice obserwowali te uczynki i cieszyli się, że mają takiego dobrego syna. Mówili, że wyrośnie na wspaniałego człowieka.
Kiedy Mikołaj dorósł odziedziczył ogromną fortunę. Uznał, że nie potrzebuje takiego bogactwa i zaczął je rozdawać potrzebującym. O jego uczynkach oraz wielkiej pobożności mówiono w całej Mirze. Mieszkańcy tak go podziwiali, że został wybrany na biskupa.
Pewnego razu Mikołaj spacerował ulicami i swoim zwyczajem obserwował życie miasta. Jego uwagę przykuła kłótnia dwóch mężczyzn. Jeden z nich domagał się od drugiego zwrotu długu lub oddania córek w niewolę w celu spłaceniu należności. Dłużnik miał oddać pieniądze lub wolność córek do następnego poranka.
Czasu do działania nie zostało dużo, bo słońce już zachodziło. Mikołaj pobiegł do domu. Chwycił swój worek, w którym zazwyczaj nosił żywność dla ubogich i zaczął wkładać do niego rożnego rodzaju kosztowności. Kiedy worek był pełny, zaniósł go pod dom dłużnika. Wszyscy już spali, bo był środek nocy. Na szczęście okno było otwarte. Mikołaj wrzucił przez nie zawartość swojego worka.
Do domu wracał wielce uradowany, że znów spełnił dobry uczynek i pomógł Bogu przy wybawianiu ludzi z ich nieszczęść. Postanowił, że pozna piękne córki uratowanego mężczyzny z trzema oficerami, których również niedawno wybawił z opresji.
Następnego dnia dłużnik obudził się rozpaczając, iż jego córki stracą wolność. Lecz kiedy wszedł do pomieszczenia z otwartym oknem, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Na podłodze przed nim leżała bowiem wielka góra kosztowności. Nie wiedział skąd one się wzięły, ale czuł, że Bóg ulitował się nad jego nieszczęściem.
Bogactwa wystarczyło zarówno na spłatę długu, jak i posag dla córek, które niedługo po tym dniu poznały trzech wspaniałych oficerów.
Pan Bóg od dawna obserwował uczynki Mikołaja. Podobało Mu się jak biskup pomaga bliźnim. Zaś po tej nocy, kiedy mężczyzna pomógł dłużnikowi i jego córkom postanowił, że Mikołaj powinien zostać świętym. Dał też biskupowi możliwość robienia tego co kochał najbardziej, a więc uszczęśliwiania ludzi i wspierania najuboższych.
I tak Bóg dał Mikołajowi dom na dalekiej północy, gdzie święty zbiera przez cały rok siły, aby przez jedną noc w roku przynieść prezenty dla wszystkich dzieci na świecie. Dzieci zaś co roku czekają na tę magiczną noc i marzą, że uda im się spotkać Świętego Mikołaja"(z netu)