Do jasnej cholery
Nosi mnie gdzieś kiedy wieczór zapada
Bo ile można, bo mówią nie wypada
Ja wiem że życie to maskarada
Niby chcesz na tak a na nie wychodzi
I znowu noc i znowu czerń
Chwilami wątpię chwilami sama już nie wiem
Warto czy nie... starasz się
A ktoś Ci zarzuca że dla Ciebie
Całe góry przenosi a Ty...
Nawet kamyka nie potrafisz
Nie jest to miłe...
Ile można ile trzeba by ktoś uwierzył?
Że szczere intencje w tobie drzemią
Po co na co i dlaczego
I czy wyjdzie z tego coś dobrego
Wątpliwości i pytania
Od takie na noc mam zadania
W związku nie ma osobnosci
Trzeba zgodności zrozumienia
A przede wszystkim zaufania
Nie ma tego?to no cóż zbędne pytania?
Niby opowiadamy niby siebie zapewniamy
Ale zawsze jest to ale
I z tym ale nie czuję się doskonale
Wiem słowo pisane ma wiele treści
Jest źle rozumiane...
Ale już tyle razy to przerabialiśmy
Ale wracamy i wracamy i wracamy
I czy dobrze sie z tym mamy?