spoglądam i tchu brakuje.Szczyty gór w różowej poświacie wschodzącego słońca.
Ośnieżone ,majestatyczne lekką mgiełką okryte.Widok który zachwyca,lekko dotykam Twojego
policzka,budzisz się bez słów wskazuję okno.Odwracasz twarz,widzę zachwyt.Szeptem mnie witasz
Uśmiechasz się.Proste drewniane meble,duże łóżko,drewniany strop z drewnianymi belkami.
Ogień otwarty na kominku, ciepło w koło, tuli,przygarnia.Przesuwam się bliżej czuje rozpalone nagie ciało,robisz to samo
Tak dobrze wiem jak lubisz kochać się rano.Za ścianą dzieci jeszcze śpią.TeTwoje magiczne szepty, pocałunki
Na chwilę zapominamy o świecie który tworzy się bez naszego udziału.Uwielbiam te chwile zjednania
te szepty, zaczarowana.Już jakiś czas w tym trwamy i chce by tak do ostatka było.i nic to że szron osiądzie
na głowach nic to,nic nie będzie znaczyć,bo serca zawsze pozostaną gorące.Rozleniwiona chłonę jasność która
wypełnia sypialnię.Nagle cichy płacz z łóżeczka dobiega.Podnosze się pospiesznie,zatrzymujesz mnie mówiąc,poleż ja pójdę
Zamykam oczy,lecz oszukuje z pod przymkniętych powiek obserwuje .Nachylasz się nad łóżeczkiem podnosisz maleństwo,przytulasz
Zapamiętać ten obraz, namalować.Ten obraz sprawił że już wiem jakim jesteś człowiekiem,już pytać i podejrzewać nie muszę,nie chcę.
Boże tak ci dziękuję za tego człowieka,,nim mi nagrodziłes to moje smutne życie,,Jest mi tak ciepło na sercu i duma mnie rozpiera
Za ścianą nadał cisza,znaczy że dzieci jeszcze śpią zmęczone po wczorajszej podróży.Przynosisz maleństwo kładziesz na łóżku
Spoglądamy na siebie nie mówiąc nic ,nie musimy.Teraz jak ktoś by zapytał jak ma na imię szczęście my juz wiemy.Po chwili oznajmiasz że idziesz robić śniadanie
Zawsze jestem zażenowana,bo nikt nigdy...no nic takiego nie było.A Ty jak zawsze tylko się śmiejesz.Slysze Twoje w kuchni kszątanie.Zamykam oczy i widzę to nasze poznanie,takie głupie to było ,czy ktoś by pomyślał że już wtedy zaczęła rodzić się miłość?Nagle przerywa mi to rozmyślanie Twój głos
gotowe śniadanie.Leniwie się przeciągając siadam z potarganymi włosami,pachnąca nocą i kochaniem.Wiem że tak lubisz Dorzucasz szczap do kominka,wesoły ogień bucha iskrami, w rogu duża choinka miga kolorowymi lampkami.Aż proszę uszczypnij mnie kochanie.Chyba czekałeś na to zaproszenie jesteś już za plecami...o nie specjalnie to zrobiłeś,wiesz co się dzieje kiedy Twój oddech na szyi czuję a Ty nie ustępujesz chuchasz na nią
żartujesz,zrywam się uciekam,ja dzieci zapominamy się dokazujemy.
Przewracasz na łóżko jesteś nade mną,lubię tak, czuję Twój oddech który przygniata który obiecuje.Kocham te nasze świąteczne chwile
Kiedy się nigdzie nie spieszymy kiedy zawsze sobą tak beztrosko się cieszymy,na raz wchodzą rozespane dzieci i widząc że jesteśmy roześmiani,żarturtujący...
Bez zaproszenia po łóżku skaczą rozrabiajac jak to dzieci a my im prawie na wszystko pozwalamy...i za chwilę wojna na poduszki się zaczyna.Chlopcy po jednej
dziewczyny po drugiej i nic to że słabsze ale się nie dajemy i chłopaków po główkach tłuczemy.Zmęczeni leżymy szczęśliwi
i wiemy że dla swoich dzieci wszystko zrobimy,oczywiście i dla tego maleńkiego co nam się przytrafilo damy co mamy najlepszego
Tak wygląda nasz ranek w górach pierwszy dzień po przyjeździe gdzie mąż niespodziankę nam sprawił.Goralska chatę na ostępach wynajął...i Choinkę wystrojona tam postawił
Jak kto ma wątpliwości do partnera swojego...ja powiem,niech kocha go do upadłego a wiem że to zaprocentuje i wiernym uczuciem jego zaowocuje.......