taka cisza,wiatr konarami leciutko porusza
cichy śpiew ptaków dolatuje z oddali
szary listopadowy dzień, poniedziałek
jestem...ile się w mym życiu dzieje
nie zawsze potrafię znaleźć wytłumaczenie
choroba,leczenie,stres
to wszystko się skumulowało
spać nie pozwalało
jak człowiek jest słaby
sam sobie nie może dać rady
jest jak liść wiatrem targany
niby znalazł trwały ląd
i chce zatrzymać się
szczęścia budować...ale
zawsze znajdzie się ktoś
kto mu plany rozwali
chcę tu i teraz odnaleźć siebie
by w spokoju żyć
ale idąc przez życie
cały bagaż idzie ze mną
pragnę czystej normalnej miłości
ale wiem najpierw muszę
ją odnaleźć w sobie
odpowiedzieć na nurtujące pytanie
wiedzieć że ta miłość
będzie pełna zrozumienia
bez bólu dla innych
i nigdy nie skrzywdzi mnie samej
przez mrok do światła...warto
choć jestem niedoskonała
i odwaga we mnie mała
i mimo że dziś boli
lecz wiem razem lepiej
gdy błądzę...wiem
droga kręta jest... przepraszam
że nie rozumiesz
jeszcze musisz trochę nauczyć się mnie
dziś jakiś dziwny nieznany strach
tak głęboko chowany dopadł mnie
wczoraj wszystko miało sens
a dzisiaj rano bezradność dopadła mnie
i słowa ranią i straszny ból
nie skarze się nie
sama z tym muszę poradzić...wiesz
zaćmienie umysłu... i słowem chłostanie
proste drogi w kręte pozamieniane
kiedyś wolny ptak
dziś w sidła złapany
słowem zbiczowana
od wieczora do rana wytrzymałam
myślałam skończy się
wyjaśni,wyprostuje
będę wiedzieć,lepiej się poczuje
byłam jednak w błędzie
trwało i trwało...a ja?
ja jestem za słaba
by z przeciwnościami walczyć
chcę tylko jednego
oczyścić wybranego
by już niedomówień nie było
nie chcę drogą do nikąd kroczyć
Pomocy