beauti_46

 
Rejestracja: 2006-07-13
Nie liczę godzin ni lat to życie mija NIE JA
Punkty181więcej
Następny poziom: 
Ilość potrzebnych punktów: 19
Ostatnia gra
Domino

Domino

Domino
1 dzień temu

Znowu fajna sobota...

po pierwsze: wyspałam się. po drugie: była ładna pogoda więc poszłam z kijkami na długi (8,5km) spacer. Chociaż już nie robiłam zdjęć, bo śniegu prawie nie ma i wyszły na wierzch same brudy i psie odchody. Zdjęcia robiłam w ubiegłą sobotę, była piękna pogoda i dużo więcej śniegu. Wyszły (zdjęcia) całkiem profesjonalnie. Nie moja to oczywiście zasługa a sprzętu i warunków, hehehe. Po trzecie byłam w teatrze na "Rodzina Dreptaków" - niezła satyra na współczesne społeczeństwo - tacy Kiepscy czy coś tym stylu. Niestety było to pożegnanie z tytułem, ostatni spektakl, a poszłabym jeszcze raz za jakiś czas. Niezłe teksty, niezłe wykonanie, niezła zabawa. Poczytajcie sobie trochę, również.

http://www.kulturalna.warszawa.pl/wydarzenia,1,6681,Rodzina_Dreptak%C3%B3w_Andrzeja_Walig%C3%B3rskiego_w_Teatrze_Na_Woli.html?locale=pl_PL

Udzielał raz wywiadu kotek, że jest zdrowy,

Wtem uszki mu opadły, oczki wyszły z głowy,

Pękł mu brzuch, ogon, płuca i głosowa struna,

Wreszcie zdębiał, ocipiał, zesrał się i umarł. Amen.


JAŚ I MAŁGOSIA



Raz Baba Jaga, w silosie Miała Jasia i Małgosię

I tuczyła ich jak świnki Żeby z nich porobić szynki

I codziennie zła starucha Brała Jasia za palucha

Żeby sprawdzić czy Jaś tyje, A potem mu urżnąć szyję.

Ale ten zepsuty chłopak Pokazywał jej na opak,

Wpierw kosteczkę, potem korzeń A potem to jeszcze gorzej...

Nawet nie będę nazywał Tego, co jej pokazywał

I wtykał jej to do rączki Że aż dostała gorączki,

Ponad czterdzieści dwa stopnie! Rozpaliła się okropnie,

A potem się całkiem wściekła I zupełnie się upiekła.

Wtedy dzieci grzecznie siadły I tę Babę Jagę zjadły.

Wniosek: Gdy żyjesz w kryzysie, Nie przebieraj w jadłospisie.

 a to powinny przeczytać te wszystkie mamusie co to wpychają dzieciom na siłę jedzenie, bo ma zjeść 250 ml kaszki a zjadło tylko 225 ml (?!!!):


KASZKA MANNA



Niedobrze się robi ptaszkom, odbija się myszce

Mamcia karmi dziecko kaszką łyżeczka po łyżce.

Karmi, nuci coś radośnie: "Jedz, jedz ty łobuzie..."

Kaszka dziecku w buzi rośnie i wydyma buzię.



Ma już kaszki pełen brzuszek i płucka, i nereczki,

Kaszka sączy mu się z uszek i rozpycha majteczki.

Słyszy dziecię matki piosenkę i myśli figlarnie:

"Jak cię dorwę, gdy dorosnę, to też cię nakarmię..."



Zaśmiało się miłe dziecię na myśl o igraszkach.

Mamcia na to: "A więc przecie smakuje ci kaszka".

Dam ci jeszcze, żebyś przytył i miał pulchne policzki!!!"

Dziecko żuje myśląc przy tym: "Ach, dajcie mi nożyczki!!!"



Wtem huknęło coś jak mina - gówniarz zwymiotował.

"Porzygała się dziecina - zaczniemy od nowa!!!"

Kot z rozpaczy skoczył w wannę a pies się wściekł na dworze.

Po coś stworzył kaszkę mannę, o sympatyczny Boże ??!!

Kochani, jesli chcecie się rozerwać deczko to odsyłam do strony Pana Andrzeja Waligórskiego. Polecam skróconą wersję Pana Tadeusza, hehehe no i całą resztę

http://www.waligorski.art.pl/liryka.php?litera=p&nazwa=158

 

 


Jaka cudowna niedziela.....

Słońce, umiarkowana temperaturka (jak na tę porę roku), śnieg, zero wiatru. Aż szkoda siedzieć w domu!!! Po niedzielnych obowiązkach pora na przyjemności. Wzięłam patyki i poszłam swoją stałą (letnią) trasą. Cisza, spokój, słońce odbija się od śniegu, niebo cudownie błękitne. Wzięło mnie, naprawdę. Do tego stopnia, że jak doszłam do końca mojego stałego odcinka postanowiłam, że szkoda wracać, więc idę dalej. Zrobiłam drugie tyle, a może więcej. Cudownie się szlo, spróbujcie z patykami, naprawdę mniej się człowiek męczy. Ludzi, na niedzielnych spacerkach, jak na lekarstwo. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie przeszkadzało, wogóle, hehehe, wręcz przeciwnie. Tak tylko zauważyłam. Spotkałam 2 (słownie: dwie) osoby z patykami i przywitałam je radośnie: "No wreszcie kogoś spotykam!" Odpowiedziały uśmiechem i poszłyśmy sobie dalej. No i tak doszłam do przeszkody nie do pokonania - ściany z pleksy przy Wale Miedzeszyńskim. Zrobiłam obrót i z powrotem do domciu. Czasowo to ten nordic walking dzisiejszy zabrał mi 2 godziny a km to zrobiłam chyba tak z 9. Trochę pogoda a troche chęć odrobienia zimowych zaległości spowodowały, że zafundowałam sobie taki długi spacerek. Dotarłam do domu super zmęczona. Cudowne uczucie jak po.... eh nie będę szukała porównań. Cudownie teraz smakuje herbata, jabłuszko i duńskie herbatniki. Słońce właśnie powoli zachodzi, malując wszystko pomarańczową farbką. Pięknie to wszystko wygląda na tle coraz ciemniejszego błękitu nieba. Eh.... jaka cudowna niedziela.

Pora umierać.....

..... tak mówiła, moja serdeczna przyjaciółka Z., kiedy to po raz kolejny nie trafiła z wyborem sztuki w teatrze. Dla kogo teraz ten teatr jest? mawiała. Na scenie przez 2 godziny akty kopulacji w wannie i towarzyszące temu wykrzykiwane wulgaryzmy. Miała pecha. Ja na szczęście nie trafiłam na taką sztukę, może dlatego, że o wiele rzadziej chodzę do teatru, ale to co obejrzałam było super, np. "Filozofia po góralsku" wg tekstów ks. J.Tischnera (wspominałam tutaj chyba kiedyś). Wracając do tematu mojej notatki, to i na mnie chyba już pora, po dzisiejszym słuchaniu rano radia, bardzo chyba popularnego, "ESKA". Mianowicie, dowcipny redaktor porannego wydania (było to tuż przed godz. 8) opowiadał na antenie, jak to gdzieś jakiś mężczyzna znalazł dwukrotnie pieniądze i dwukrotnie je oddał. Komentarz do tego wydarzenia, pana redaktorka był: synonim uczciwego znalazcy - I*****A (hehehe, tu zaśmiał bardzo z siebie zadowolony). Przytkało mnie zupełnie. Pytam się co to za stacja, bo myślałam, ze to jakieś piracko-piwnicze radio "KRZAK", ale nie to ESKA, radio o zasięgu ogólnokrajowym. Nadziwić się nie mogłam i długo jechałam w milczeniu. Myślę sobie, jak nie masz koleś co gadać to nadawaj muzykę i nie puszczaj w eter swoich durnych poglądów. A może tak się już wszystko przewartościowało, że bycie złodziejem, wulgarnym chamem, kłamcą jest "cool", jest "trendy" (?). No to miał szczęście mój znajomy, który 17 lat temu zgubił portfel z pieniędzmi w pociągu relacji Otwock-Warszawa Zach. W portfelu nie było żadnego adresu, tylko całodzienny utarg ze sprzedaży nakrętek typu "twist" (złoty interes jednego letniego weekendu, hehehe). Był przekonany, że pieniądze przepadły. Jakież było jego zdziwienie, jak w Kurierze Warszawskim spiker pokazał jego portfel i prosił, żeby zgłosić się po niego. Nigdy nie dowiedział się nawet kto był znalazcą. Mowy nie było o 10% znaleźnym. Odzyskał wszystko. Eh, stare, dobre czasy.... Pora umierać :(

Nie sądziłam, że moja notatka wzbudzi takie ogromne zainteresowanie, hihihihihi

To, że jestem na kierowniczym (a ściślej jestem zastępcą kierownika) stanowisku nie znaczy, że mam w kieszeni forsę na podwyżki dla pracowników, zwłaszcza jak się pracuje w budżetówce. Do swojego stanowiska dochodziłam przez lata właśnie z nizin zawodowych, gdzie pracowałam bardzo długo. Nie zapomniałam tamtych czasów. Ale zawsze, bez względu na zarobki pracowałam jak mogłam najlepiej. Moja praca była i jest moją wizytówką, ale widzę, że reprezentuję wg Was jakieś staroświeckie poglądy. Najlepszym przykładem jest jak wiele lat temu nikt nie chciał prowadzić ubezpieczenia pracowniczego na życie, bo dużo pracy i mała prowizja. Wzięłam oczywiście tę robotę, bo ja "jestem kobieta pracująca i żadnej pracy się nie boję". Teraz, po latach, każda pracownica chciałaby tę fuchę. Jeśli chodzi o pracę w niedzielę innych ludzi, to zdaje się jest to praca na zmiany i za pracę w niedzielę mają inne wolne dni. Ja pracowałam dzisiaj jako dodatkowy dzień po 5-dniowym tygodniu. To, że olewasz swoją pracę to Twoja sprawa, ja nie zamierzam Ciebie nawracać na słuszną drogę. Skoro jest Ci z tym dobrze..... Chciałabym, żebyś spotkała w życiu wiele takich olewających pracę ludzi, w urzędzie, w sklepie, w szpitalu - powodzenia. Na pracy szewca się nie znam, butów tam nie noszę, bo wyrzucam po sezonie i kupuję sobie 5 nowych par :D. Życzę wszystkim moim komentatorom dalszego dobrego samopoczucia.

No i jutro (niedziela) muszę iść do pracy...

... a wszystko przez moich pracowników. Ich niewyrabianie się, to już reguła, to standard i rzecz całkiem normalna. Czemu nie ja nie jestem konsekwentna. Potem otrzymuję jakieś durne telefony od niezadowolonych ludzi, którzy po 2 miesiące albo dłużej czekają na Rp-7. Hehehe Rp-7 = mp4, to symbol, kompletnego, totalnego babola, czy też bubla, który produkują moje panie. I co ja robię? Liczę to wszystko na nowo!!!! I w 80% są błędy!!! Właśnie jutro idę sprawdzić około 15 formularzy. Dlaczego tak jest, że coraz bardziej olewamy swoje obowiązki zawodowe, mając ciągle jakieś usprawiedliwienia na swoje niedokładności i złą pracę. Mamy za dużo pracy, za mało czasu i pieniędzy. A ja uważam, że przede wszystkim za mało chęci i poczucia odpowiedzialności. Nie wstydzimy się, że coś zrobilismy źle, że przełożonemu daliśmy do podpisu pismo zawierające mnóstwo błędów. Znajdujemy zaraz mnóstwo usprawiedliwień. Do szczytu absurdu doszła jedna moja pracownica MS, która odpowiedź do ZUS, polegającą na napisaniu 1 oczywistego zdania (zabrakło pewnej formułki, którą piszemy na Rp-7) pisała 2 miesiące. Nawet jak otrzymała pismo ponaglające, nie umiała wykrzesać z siebie odrobiny chęci na napisanie odpowiedzi. Jak zadzwoniła do mnie urzędniczka z ZUS z zapytaniem kiedy w końcu otrzymają odpowiedź na zadane pytanie i powiedziała mi o co chodzi, nie mogłam uwierzyć.