„Źle się ma kraj”
Janusz Palikot palikot.blog.onet.pl Inne artykuły autora:Czytam podarowaną mi przez Jerzego Urbana książkę Tony Judta – „Źle się ma kraj”. Autor właśnie umarł. Pytanie zasadnicze jakie on stawia, to pytanie o zgodę na ograniczenia „ja” w dzisiejszym świecie. I jest to zarazem pytanie o różnicę pomiędzy prawicą, a lewicą i jak zawsze ujęte od strony wolności jednostki.
Nauczyliśmy się w Polsce, że lewica to wolność człowieka i prawa obywatelskie. Wolność seksualna, wolność religijna, rasowa. Mamy więc wkodowane, że myślenie wolnościowe zawsze jest w parze ze zwiększaniem wolności. Prawica jest dla nas w kraju od pokoleń związana z myśleniem o wartościach chrześcijańskich i wynikających z tego ograniczeniach praw jednostki. Aborcja nie – bo to niezgodne z Pismem. Związki partnerskie nie - bo rodzina to związek mężczyzny i kobiety. Przykłady można mnożyć. Oczywiście takie podziały maja trochę inny sens w krajach Zachodu, a w szczególności w Stanach. Tam liberalizm często wiązał się z prawicą. I prawa jednostki były tam zawsze podstawowe wobec religii czy jakiegoś światopoglądu. Myślenie demokratyczne czyli w terminologii europejskiej lewicowe, to takie, które zawsze prowadzi do troski o innego człowieka na poziomie redystrybucji (szczególnie w Skandynawii), więc niech każdy robi co chce, ale to, co wytwarzane musimy podzielić bardziej po równo. I trzeba tym, którzy sobie słabo radzą dać trochę więcej pomocy z budżetu państwa. Dlatego stosunek do wolności nie jest tak różnicujący na Zachodzie jak u nas! To są społeczeństwa świeckie po prostu i dlatego tam prawica nie ma tak mocno anty-wolnościowego charakteru.
Pogląd o tym, że wolność jednostki jest ponad ideologie podziela w Polsce wielu ludzi. A jednak Judt stawia sprawę w sposób, który jest w społeczeństwach liberalnych, jak wszystkie europejskie łącznie z Polska, szokujący. Zadaje bowiem nam, ludziom wolności, pytanie czy jesteśmy w stanie w imię większej sprawiedliwości ograniczyć nasze „ja”. To znaczy ograniczyć nasza wolność. Na czym to może polegać? Pół biedy jeśli chodziłoby o nasze indywidualne deklaracje typu; kupuję tańsze jedzenie, a zaoszczędzone kwoty przekazuję bardziej potrzebującym, zmieniam samochód na mniej paliwożerny, mieszkam w skromniejszym mieszkaniu etc. To pewnie wszyscy gotowi są uznać wraz z wezwaniem do partii i kościołów aby namawiały do tego obywateli i wiernych. Gorzej gdy sprawa ma mieć charakter państwowych regulacji. To znaczy podatków od luksusu, progresywnych podatków od dochodów, czy wręcz podatku od posiadania, albo ograniczenia maksymalnej pensji. I z jednej strony szlag nas trafia, że bankierzy zarabiają krocie, a z drugiej strony uznajemy to za swoisty sukces Marksa po upadku komunizmu – takie ograniczenie pensji – i lękamy się tym, że to tylko powiększy zakres biedy. A jednak pytanie jest, choć bolesne, to trafne. Nie ma powodu aby kilka procent ludzi kontrolowało osiemdziesiąt procent majątku w poszczególnych krajach. Ta relacja jest bardzo mocna w USA i w Polsce, czy Chinach i tylko trochę słabsza we Francji czy Niemczech. Brak jakichkolwiek limitów bogacenia się popchną ostatecznie wiele państw do totalnej prywatyzacji państw i wielu dziedzin życia gospodarczego, powodując jedynie jeszcze większe dochody najzamożniejszych i coraz gorsze warunki życia dla mas. Choć to rozumiemy, to jednocześnie, po latach PRL-u, zastanawiamy się nad prawem władzy publicznej do jakiegokolwiek ograniczenia naszego „ja”. To „ja” przeszło swoją drogą ogromną ewolucję od czystego ja do ja konsumpcyjnego woluntaryzmu. Wolność coraz bardziej oznacza tylko tyle, że mogę kupić wszystko. Na to żadne regulacje nic nie pomogą. Tu potrzeba zmian w edukacji, ale państwa są zbyt słabe aby je wymusić więc brniemy w coraz większe pożeranie wszystkiego. I w ten sposób ostatecznie zjemy naszą wolność rozumianą inaczej niż niczym nie pohamowany apetyt posiadania.