Moje ręce pełne kawałeczków nieba, zapachów, szelestów, dźwięków, gdy ptak śpiewa, zachodów i wschodów, które ślą w mą stronę, smugi pełne ciepła zwieńczone ukłonem. Ja tego ciężaru nie odczuwam wcale, bo rozsyłać światło, pragnę wciąż wytrwale. Głaszczę pieszczotliwie co dzień każde słowo, wtedy jakże łatwo rodzić się na nowo. Bez upoważnienia wchłaniać dobro świtem, gościć wiosnę w sercu i nadzieję przy tym. Cieszyć się swym życiem do ostatniej kropli, wybór to jest trudny, chociaż bardzo prosty.