Tak, będzie o duchach zmarłych.
Może powinnam to napisać 2 listopada, ale jest teraz, bo sumie nadchodzą święta i ten talerz nadprogramowy...gościnny ;)
Opowiem Wam o dwóch moich doświadczeniach w tej materii. Było ich wiele, ale akurat te dwa są takimi, które wywarły na mnie wpływ, że naprawdę uwierzyłam w nieśmiertelną duszę.
Przypadek pierwszy.
Zmarła mama mej serdecznej koleżanki, takiej od przedszkola.
Jej mama nie przepadała za mną. Była troszkę wobec mnie kurtuazyjna, ale jednak czuło się, że ma dystans.
Na pogrzeb poszłam z kwiatami, a po tygodniu odwiedziłam koleżankę.
Tak nieładnie, beztrosko wisiała u niej na klamce torba z markowego sklepu i zapytałam się koleżanki, co to ma być?
Ona odparła, że torba, choć niezniszczona, znudziła się jej i że miała ją dać swej mamie, ale wiadomo jak się stało i w związku z tym wywala ją na śmietnik.
Szkoda mi się zrobiło ładnej rzeczy w moim guście i powiedziałam koleżance, że skoro ma ją wyrzucić, ta niech mi ją da. I dała.
..............................................................................................................................................................................................................................
Już pierwszej nocy usłyszałam ogromny huk.
Sądziłam, że albo wypadek drogowy, albo komuś wybuchła butla z gazem.
Nie słyszałam wycia syren żadnych służb.
Wstałam rano i otworzyłam szafkę, w której były szklanki.
Miałam tam 6 szklanek odpornych na stłuczenia, i gdy otworzyłam szafkę wysypało się szkło w drobinkach.
Nic mi to nie dało do myślenia.
Drugiej nocy to samo, huk i wtedy spojrzałam na zegar, była 01.13.
Rano to samo, druga z kompletu szklanka w wióry.
Trzeciej nocy już nie spałam, czekałam. Huk o 01.13 i nie wstałam. Rano znów kolejna szklanka z tego kompletu w pył.
Czwarta noc to samo, ta sama godzina i znamienny huk. Rano to samo, szklanka w pył.
Nie czekałam dalej. Pojechałam do koleżanki i zabrałam tę torbę, która miała być jej matki.
Nic niewiedzącej koleżance powiedziałam, że oddaję torbę, bo mi jej matka wszystkie szklanki w domu wytłucze. Powiedziałam jej, że może zostawi ją sobie, zakopie przy grobie, że nie wiem co, ale ja oddaję.
Następnej nocy zakończyło się, dwie szklanki ocalały.
A teraz jeszcze dziwniejsze.
Zmarła moja mama, a zawsze miałyśmy ze sobą takie żarciki, że ona mówiła mi gdzie chce być pochowana, a ja jej, że dobrze, ale po śmierci do mnie nie przychodź, bo ja się tego boję. I takie śmieszki.
Zmarła zbyt wcześnie. O 5 rano.
W nocy, tego samego dnia leżałam w swym łóżku i patrzyłam w sufit, było mi tak niekomfortowo, że wzięłam do łózka córkę, wtedy trzyletnią. By nie być samą.
Ona spała, ja nadal sufit, bo mamunię kochałam nade wszystko.
Nagle moja córka z pozycji leżącej siada na łóżku. Zaczyna mówić głosem ze studni, z echem. Wymawia słowa, których normalnie nie wymawiała. I to nie był jej głos.
Włosy stanęły mi u nasady.
Uciekłabym, gdyby nie dziecko.
Sądzę, że moja córka została wykorzystana jako medium, bo wypowiadała imię mej siostry, imię które dla mej córki było wtedy nie do wymówienia.
Za chwilę sytuacja, gdy córka śmieje się, tak jakby ktoś pod paszkami smyrał, takie ruch wykonywała, a potem dziecko nachyliło się do przodu, uśmiechnęło się i powiedziało " papa, papa", i pomachało rączką.
A potem padła na łózko. Spała głęboko.
Sytuacja wyjaśniła się po dwóch tygodniach. Okazało się, że moja siostra w dniu śmierci naszej mamy poszła spać do koleżanki, dlatego mama szukała jej u mnie.
Jestem ciekawa Waszych doświadczeń w tej materii.
Jeśli tu nie chcecie, to zapraszam na priv.
LukaBandita.
Łódź
Status związku: żonaty/zamężna
Chcę grać z: kobiety, mężczyźni
Szukam: rozrywki
Znak zodiaku: Waga
Urodziny: 2018-09-27
Rejestracja:
Nigdy nie liżę mentalnie wyimaginowanych kłamstw.