Już mija dzień
Wypełniony absurdem
Ponurymi spojrzeniami
Zniecierpiwymii parsknięciami
Odchodzę od biurka
Szczelnie zasłaniam okno
By słuchać muzyki i sączyc drinka
Pofrunąć w swoim świecie
Ale przez uchylone drzwi
Wpada dp pokoju
Przytłaczająca szarość
Taka zwykła codzienna
Wczepia się złośliwie niczym ptak
Siada na mej głowie
I patrzy na ręce
Kiedy je podnoszę
Rozkłada skrzydła
Więc nie pofrunę teraz z wiatrem
Jest noc, uśmiech proszę,
Przecież jutro wzlecę....
Ostatnia gra