Była piękna majowa noc. Bezchmurne niebo wspaniale ukazywało miliony gwiazd i niesamowitą tarczę pełnego księżyca.
- Ciągle leje... Czy ten jebany deszcz nigdy nie przestanie padać? Jeszcze trochę a wyrosną mi płetwy! -
Tygrysek nie krył poirytowania.
- Ma to swoje plusy... Na przykład Gofer, jeśli jeszcze żyje, popierdala teraz z wiadrami i wylewa wodę ze
swoich tuneli.- stwierdził z uśmiechem na ustach Puchatek. Wtem cała czwórka wpadła do wielkiej rwącej
rzeki...
- P.p.p.panowie, tu tego nie było... - stwierdził nie pewnie prosiaczek.
- Rollyn.., rollyn..., rollyn on the river.... - podśpiewywał głucho Kłapołuchy.
- Sprawa jest poważna... Myślę że dość już tej kąpieli. Wychodzimy. -stwierdził Tygrysek, po czym nasi
bohaterowie wstali i wyszli z wody.
- To był chyba najbardziej psychodeliczny kwas dzisiejszej nocy... powiedział Puchatek.
-A tak fajnie mi się śpiewało.... - wystękał Kłapołuchy.
- Myślę że dobrym pomysłem było by rozpalenie ogniska i osuszenie się. - Stwierdził prosiaczek.
- No a nie łatwiej było by iść do domu i tam się wysuszyć? Zapytał lekko zdziwiony Tygrysek.
- No było by, ale tak jest bardziej romantycznie. Niech Kłapouch i Tygrysek skoczą po jakieś drewno a ja z
Prosiaczkiem rozpalimy ognisko. - Rzekł Puchatek. Już po chwili Puchatek, Prosiaczek i tygrysek grzali się
przy ognisku. Po pewnym czasie dołączył do nich Kłapołuchy.
- Panowie znalazłem wino i trochę mięsa. Upieczemy? Zapytał Kłapołuchy.
- No co ty głupi? Wino chcesz piec? - Puchatek nie krył zdziwienia.
- Nie wino tylko mięsko. Będą dobre szaszłyki. - odparł Kłapołuchy. Po czym cała czwórka obaliła wino i
zabrała się do jedzenia szaszłyków.
- A ciekawe co się dzieje z Góferem. Czy nadal wylewa wodę ze swoich kanałów? Jak myślicie? - zapytał
Puchatek.
- Ja tak właściwie to go nigdy nie lubiłem... Stwierdził Tygrysek.
- To nie jedz. Odparł leniwie Kłapołuchy.
- Oooo kkkkurwwwa! Wystękał przerażony Prosiaczek.
- Coś czułem że to mięso jest jakieś lewe. Strasznie śmierdziało stęchlizną... - Stwierdził obgryzając kość
przedramienia Puchatek.
- Mam nadzieję że chociaż ketchup był prawdziwy... Jęknął polewając udko czerwonym płynem Tygrysek.
- A z skąd niby o tej porze w lesie wziął bym pomidory, konserwanty, barwnik naturalny E-20, kwasek
cytrynowy, i wreszcie butelkę? Zapytał Kłapołuchy.
- Uff. Ale dobrze że dodałeś cebulki bo był by nie do zjedzenia... Wycedził przez zęby Puchatek.
- A tak w ogóle to z skąd ty się Kłapołuchy tu wziąłeś? Przecież nie mieszkasz z nami w lesie od początku? -
zapytał Tygrysek.
- Dobrze że o to pytasz. No więc przyjechałem do was ze Stanów Zjednoczonych. Uciekłem tam z
zamkniętego zakładu dla morderców-psychopatów. Tak naprawdę nazywam się Hannibal Lektor. Na mnie
był właśnie wzorowany bohater "Milczenia Owiec".
- To świetnie. Wiedziałem że tylko pozornie jesteś taki spokojny. Wiedziałem że twoja dusza jest rozrywana
setką krzyczących ja?ni... Rzekł z dumą w głosie Puchatek.
- Ale z skąd oni wzięli ten tytuł ? Zapytał Tygrysek.
- Bo "Star Wars" był już zajęty. Odparł smutnie Kłapouch.
- Dobra. Nażarci, napojeni, wyschnięci. A teraz do domów spać! Wrzasnął Tygrysek. Po chwili wszyscy
rozeszli się do domów. Ranek okazał być się jak zwykle piękny i słoneczny.
- Jak zwykle kurwa pada. Ja to pierdolę, dziś nigdzie nie wychodzę!...no może oprócz stawienia się na
komisję wojskową !?... Zdziwił się tygrysek otwierając poranną pocztę. Wśród sterty dwóch listów
znajdowało się wezwanie na komisję wojskową.
- To jakiś przekrent ... W tej bajce nie ma wojska!. Był Wojski ale to nie to... a z resztą cholera ich tam
wie... dziś za godzinę.... dobra coś się wymyśli.... - Rzekł smętnie Tygrysek włączając telewizor. Właśnie
"leciał" serial Wujek dobra rada" ze S. Mikulskim w roli głównej.
-... "Wujek dobra rada" ...co...? znajd? jakąś radę dla mnie wuju....- wycedził przez zęby Tygrysek.
- To proste. Zrób sobie krzywdę, złam nogę lub coś innego. Nie będziesz mógł brykać przez pewien czas ale
armia uzna cię za nie przydatnego do służby. - odezwał się z ekranu wujek dobra rada.
Jasne!! Połamię sobie ręce i nogi.... Nie będę mógł co prawda brykać przez pewien czas ale.. co tam...
ważne że mnie armia nie wcieli...- To mówiąc Tygrysek rozpędził się i przypierdolił w pobliskie drzewo.
Pogotowie stwierdziło liczne złamania oraz potłuczenia, wstrząs mózgu, ginekomastię, chorobę wrzodową
odbytnicy, stulejkę, raka macicy, wrzody żołądka, arytmie serca, chorobę wieńcową, kiłę, rzeżączkę, syfa i
wilka. Pacjent został zapakowany na wózek i odwieziony na komisję wojskową. Tam czekali już Puchatek,
Prosiaczek, Kłapouchy, Krzyś i zapakowany w kaftan bezpieczeństwa, przeżywający jeszcze resztki złego
trip'a Królik. Pierwszy wezwany został Krzyś. Po chwili jednak wyszedł z hukiem zamykając za sobą drzwi.
- Motyla noga! A tak chciałem być żołnierzem! - rzekł zawiedziony Krzyś.
- ooo kurwa, jakie on ma fajne przekleństwa.... - jęknął głucho Kłapołuchy.
- Co, nie wzięli? - zapytał z niedowierzaniem Prosiaczek.
- Niee tam... Najpierw zaglądali mi do pupy, potem coś mówili o jakiś częściach rowerowych...
- O pedałach? - zapytał Puchatek
- Tak, tak! i za raz mnie wykopali bo podobno takich jak ja to nie biorą! Niech to kurzy dziób! Dodał
zawiedziony Krzyś.
- Powiedz tak jeszcze raz a jak ci przypierdolę...- wycedził przez zęby prosiaczek.
- Och... jak ty mówisz.... Nie wolno tak brzydko mówić... powiem maaamieee...łeeeeee! - i Krzyś z płaczem
pobiegł do domu...................................................................................................................
Ostatnia gra