Ciasto na pierogi, pod ściereczką, oddycha.
Światła choinki iskry zapalają w oczach dzieci.
Jamniki szczekają – no kiedy zapełni się micha?
Widokiem kuchni nie mogliby upajać się esteci.
Podłogi pachną babcinym aromatem pasty.
Srebrne łyżeczki delektują się kąpielą sodową.
Obrus z barszczem bawią się w kontrasty.
Nucę mantrę: spokojnie, rób swoje… byle z głową.
W tle kolejny raz „Last Christmas” Georga Michael’a.
Czuję z piekarnika; piernik będzie dobrze wypieczony.
To nic. Spód odkroi się. Nie musi być jak idealny, jak od Hukera.
Grunt, że domowy, smaczny i prawie niespalony.
Karp „ dochodzi” na patelni, pod pierzynką z cebuli.
Śledzik kusi na słodko, słono i w zalewie.
Mąż wraz z dziećmi głód już chyba też poczuli.
Słychać to w ich głośnym, pastorałkowym śpiewie.
Już wszystko gotowe – szepczę radośnie zdumiona.
Czekamy więc aż TA gwiazdka zaświeci na niebie.
Potem bierzemy bliskich blisko, najbliżej, w ramiona.
Zdrowia, szczęścia i… bądźmy dobrzy dla siebie.